Turystyka zwierzęca na Filipinach - Wywiad dla Radia Afera
Kahibalo » Blog » Turystyka zwierzęca na Filipinach. Wywiad dla Radia Afera

Turystyka zwierzęca na Filipinach. Wywiad dla Radia Afera

W kwietniu Filip wziął udział w Festiwalu Podróżniczym Dni Turystyki, organizowanym przez Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie miał przyjemność podzielić się z słuchaczami swoimi doświadczeniami podczas wykładu pt. “Dwie strony medalu turystyki zwierzęcej na Filipinach”. Przy okazji został też zaproszony do audycji Studencki Patrol w Radiu Afera, gdzie miał okazję porozmawiać z Szymonem Majchrzakiem. Tematem była oczywiście turystyka zwierzęca.

Wywiadu możecie posłuchać klikając w plik poniżej, ale mamy też dla Was transkrypcję wywiadu. Zapraszamy 🙂

Turystyka zwierzęca – wywiad w Radiu Afera

Redaktor: Witam, w naszym studio Filip Wojciechowski, członek Fundacji Kahibalo. Będziemy rozmawiali o turystyce zwierzęcej na Filipinach oraz bioróżnorodności, bo tym się zajmuje Państwa fundacja w różnych zakątkach świata. Może zajrzyjmy na początek do Azji i do jej południowo-wschodniej części, czyli właśnie na Filipiny. Państwo wyspiarskie – bardzo podzielone pod względem religijnym, politycznym, do tego etnicznym, no i również przyrodniczym. Mamy tereny dziewicze, niezwykle bogate, na drugim końcu tego bieguna niesamowicie wyeksploatowane przez człowieka. Proszę powiedzieć więcej o tym państwie.

Filip: Na pewno państwo z trudną historią. Tutaj kolonizacja trwała kilkaset lat. I do dzisiaj tak naprawdę widzimy tego skutki. Najpierw hiszpańska, potem amerykańska tak naprawdę. Sam już fakt trudności tej kolonizacji można prześledzić przez zalesienie tego kraju, ponieważ kiedy Hiszpanie przejmowali ten kraj, zalesienie wynosiło 92 %, teraz mamy ok. 24%. Przez ponad trzysta lat! To już o czymś świadczy, że kraj został wyeksploatowany. Co za tym idzie to oczywiście to, że miejscowa ludność nie ma takich praw. Albo nie zdaje sobie sprawy, że ma takie prawa do samej tej przyrody, którą mają wokół siebie. Przez to nie starają się przejmować pałeczki w jej ochronie, lecz eksploatują ją dalej, bo tak ich nauczono. I to jest, zdaje mi się największy problem. No a kulturowo tak, jest to bardzo zróżnicowany kraj, ale też pod względem może nie kast, bo kast tam nie mamy, natomiast materialny status mieszkańców jest bardzo, bardzo różny i to też ma przeniesienie na ochronę przyrody. Między innymi.

Redaktor:  Do tego bardzo zróżnicowana struktura wierzeń. No bo mamy przecież tę część zradykalizowaną, muzułmańską. Mamy też część bardzo mocno wierzącą w te nasze europejskie sposoby i zachodzie wierzenia z kręgu kultury chrześcijańskiej. Jest też ludność wierząca we wschodni system wartości. No a w to wszystko jest wmieszany turysta, który często tam przyjeżdża. Co dzisiaj jest coraz modniejsze, mam wrażenie. Również tutaj w Polsce wiele się słyszy o wycieczkach na Filipiny. No i m.in. przez to Filipiny to teraz część świata bardzo narażona, by eksploatować tę wspomnianą bioróżnorodność właśnie przez nie już kolonizatorów, nie przez rdzenną ludność, ale przez turystów.

Filip: Oczywiście. Tutaj, jeśli mówimy o Filipinach, to mamy problem tego typu, że nie ma architektury i turysta przyjeżdża tylko dla natury, dla nurkowania. No zobaczy jakieś kościoły, natomiast dla nas z Polski, nie jest aż tak interesujące jak np. Kambodża, gdzie mamy np. buddyzm. Więc po co się jedzie na Filipiny? Żeby nurkować i oglądać przyrodę. Miejscowa ludność to widzi i wykorzystuje m.in. niektóre gatunki zwierząt.

Redaktor: No właśnie, są już pierwsze ślady tej ekspansji?

Filip: Ekspansji?

Redaktor: Ekspansji turystycznej. No bo to nie jest tylko to, że my gdzieś przyjedziemy, wydeptamy sobie ścieżkę albo nawet wjedziemy samochodem. Tylko jeżeli miejscowa ludność dostrzega, że można na tym zarobić, no to przychodzi duży biznes, olbrzymie pieniądze, powstają hotele, ośrodki.

Filip: Tak, akurat właśnie będę mówić o takim przykładzie miasteczka Oslob, bądź też gminy Oslob – w zależności od tego, jak to przetłumaczymy. W 2007 zaczęto odpychać rekiny poprzez taką karmę stworzoną z 5 gatunków krewetek. Było to skuteczne i miejscowa ludność, a szczególnie jeden resort stwierdził, że jest to świetne źródło zarobku i poproszono miejscowych rybaków, aby użyli tej karmy, żeby przyciągnąć te rekiny, by turyści mogli je zobaczyć. W 2011 roku opublikowano to w jednym magazynie w UK i teraz, po kilkunastu latach, jest to największe tego typu miejsce na świecie. 500 tysięcy samych turystów rocznie. 10 milionów dolarów rocznie. Te cyfry mówią same za siebie. No i tak jak Pan mówi, w samym miasteczku, które było najbiedniejsze, mamy teraz do czynienia z 50 resortami, hotelami, hostelami. Cała gospodarka tego regionu została zmieniona.

Redaktor: Zastanawiam się, co zrobić z tym problemem i to jest już rozmowa dużo bardziej poważna niż ta, którą mieliśmy przed momentem. No bo pojawia się problem. Państwo proponują edukację miejscowej ludności. Mam wrażenie, że to jest jak najbardziej słusznie, bo przecież zmiana musi się zacząć zawsze od spodu. Z drugiej strony tych dużych pieniędzy nie powstrzymamy i trudno zniechęcać tych, którzy mogą sobie pozwolić na takie wyjazdy tutaj. Czy z jakiegokolwiek innego państwa zachodniego świata, żeby po prostu zrezygnowali ze swoim marzeń.

Filip: Tak, ale tu się zgodzę połowicznie. Jeśli spojrzymy na statystyki – w 2019 roku Filipiny (przed pandemią) – przychody bardziej pochodziły od miejscowych turystów, np. Manili i mówimy tutaj o wynajmie agencji turystycznych – 99% przychodów to rynek miejscowy. Więc edukacja miejscowa to nie tylko rybaków, rolników, żeby nie używali swojej przyrody do tego, ale też ludzi bogatych na Filipinach, że ta turystyka niekoniecznie wygląda tak jak ją sobie wyobrażają.

Redaktor: Panie Filipie, Pan się zajmuje też ochroną takiego bardzo pięknego stworzenia, wyraka filipińskiego. Co to takiego?

Filip: Wyrak filipiński to ani lemur, ani małpa. Natomiast naczelny, czyli nasz bardzo bliski krewny, można powiedzieć. Jeden z najmniejszych na świecie.

Redaktor: Ja mu zazdroszczę takich oczu…

Filip: Jest to też jego przekleństwo – dlatego jest taką atrakcją między innymi.

Redaktor: Ja tylko dodam – bardzo niewielki, 80-160 g, 12 cm i to już jest rozmiar dorosłego osobnika. Bardzo wyłupiaste, olbrzymie oczy. Piękne tęczówki. Bardzo łagodne, spokojne usposobienie. Przynajmniej z twarzy. Na zdjęciach w google bardzo uśmiechnięty.

Filip: W trakcie moich badań nie raz byłem ugryziony przez tego zwierzaka, więc z tym bym polemizował. Natomiast to jest ciekawe z tymi oczami – to jest największa propozycja wielkości oczu do mózgu wśród zwierząt. Jest to ewenement na skalę światową. Jest to zwierzę bardzo ciekawe, bardzo charyzmatyczne, bym powiedział i bardzo mało znane, ponieważ jest nocne, samotnicze, małe. Bardzo trudno zobaczyć to zwierzę w naturze.

Redaktor:  Ale ja kojarzę, że rozpoznawalne, bo chyba taki wyrak filipiński miał swój epizod w którejś odsłonie filmu Madagaskar.

Filip:  No i tu mylimy, tam też były naczelne, natomiast tam były lemurki np. Mort to lemurek myszaty. Blisko, natomiast nie do końca to. Natomiast wyraka możemy często zobaczyć w memach, które przedstawiają zdziwienie. W różny sposób.

Redaktor:  Biologia memem pisana. OK. No to jest też jakiś sposób. Na ile ta turystyczna działalność, ale nie tylko, ekspansja świata zachodniego na te często dziewicze tereny ma wpływ na występowanie wyraka czy innych gatunków, które wspierają naszą bioróżnorodność?

Filip: Wyrak filipiński jest największą albo drugą największą atrakcją turystyczną na Boholu i miejscowa ludność łapie te zwierzęta, by je pokazywać w sanktuariach, które nota bene sanktuariami nie są. A te zwierzęta nie rozmnażają się w niewoli. Po miesiącu te zwierzęta umierają w tych ośrodkach. Co miesiąc około 12 osobników z małej połaci lasu jest pozyskiwana.

Redaktor:  A gdyby nie to, to wyrak mógłby dożyć nawet 12 lat?

Filip: Oczywiście.

Redaktor:  Panie Filipie, przypadło Panu zadanie podsumowania naszych odwiedzin na Wydziale Geografii. Mam wrażenie, że ochrona bioróżnorodności to jest taka poznańska organiczna praca u podstaw. Czy takie uwrażliwianie ma rzeczywiście wpływ? Zacząłem nasz wpływ od książki „W 80 dni dookoła świata”, która pobudza wyobraźnię do podróży. Nie tylko takich, które świetnie brzmią jako anegdota, ale takich, które otwierają oczy i uczą  patrzeć inaczej na świat. To temu ma służyć?

Filip: Turystyki nigdy nie unikniemy. Ona jest dobra. Uczy nas, uczy miejscowych, natomiast musi być wykonywana mądrze. I to jest puenta Dni Turystyki UAM – dać wskazówki, jak rozwijać turystykę bez szkody dla środowiska, dla ludzi, dla nas.

Redaktor:  Piękne podsumowanie, dziękuję. Filip Wojciechowski z Fundacji Kahibalo był naszym gościem.

I my również dziękujemy za gościnę i miłą rozmowę 🙂 A turystyka zwierzęca z pewnością jeszcze powróci, jako temat naszych postów i rozmów.

Podobne wpisy