Śmierć i pogrzeb na Filipinach - Fundacja Kahibalo
Kahibalo » Blog » Pomieszanie zadumy z zabawą, czyli śmierć na Filipinach

Pomieszanie zadumy z zabawą, czyli śmierć na Filipinach

W czasie, kiedy spora część świata (a przynajmniej Europy) wspomina swoich zmarłych, chciałbym Wam opowiedzieć o tym jak chowa się zmarłych na Filipinach. To jak żegnamy swoich bliskich to ważna część kultury w każdym zakątku naszego świata. Jak wygląda śmierć i pogrzeb na wyspach filipińskich? A przynajmniej w miejscu, w którym mieszkałem – na zielonej wyspie Bohol? 

Śmierć na Filipinach

W czasie mojego 3,5-rocznego pobytu na Filipinach doświadczyłem wielu rzeczy, których nawet na poczekaniu nie sposób byłoby wyliczyć. Żyjąc w wiejskiej, filipińskiej społeczności byłem postrzegany jako jej naturalny element. Dzięki temu miałem okazję, przeżywać wszystkie mniej lub bardziej ważniejsze chwile z mieszkańcami wsi Subayon i nie tylko. Miałem okazję m.in. być na ślubie naszego pracownika, co było ciekawym doświadczeniem. Jednak nie wszystkie okazje są tak szczęśliwe, czego dobitnym przykładem jest śmierć członka rodziny. Co się dzieje, gdy w filipińskiej rodzinie ktoś umiera? Dzieje się naprawdę dużo, a całość obrządków może wprawić w osłupienie, a nawet trochę zbulwersować. Odbądźmy zatem tę podróż ze zmarłymi.

Różnice formalne

Zacznę może w ten sposób. Jak to formalnie wygląda w Polsce? W skrócie śmierć, pogrzeb i stypa. Potem częstsze lub rzadsze wizyty na cmentarzu, obowiązkowo na Wszystkich Świętych. Na Filipinach, a przynajmniej na Boholu, o zmarłym tak szybko się nie zapomina. Obrządki trwają tutaj… do 3 lat! Jakie wydarzenia się na to składają? Wygląda to tak: śmierć, tygodniowa nowenna z grami i zabawami, „przed-pogrzeb”, pogrzeb “właściwy”, miesięcznica śmierci, rocznica śmierci i trzecia rocznica śmierci. Miałem okazję doświadczyć ich wszystkich, zacznijmy więc naszą wędrówkę.

„Lola”

Musimy chyba rozpocząć od samej śmierci. Niestety przyszła ona w kwietniu do rodziny mi najbliższej we wsi. Miałem zatem okazję znać osobę, wokół której wszystko dalej się toczyło. W domu mojej przyjaciółki mieszkała jej Lola (“lola”, czyli babcia w językach filipińskich), która na miesiąc przed śmiercią skończyła 94 lata. Była bardzo przemiłą i ciepłą osobą, mimo głuchoty i postępującego Alzheimera. Tak przyzwyczaiła się do mojego towarzystwa, że kiedy mnie nie było na obiedzie, zawsze pytała „Gdzie jest Amerikano?!” (każdy “biały” jest określany “amerikano”). Na początku kwietnia, dokładnie drugiej niedzieli miesiąca, obudził mnie z popołudniowej drzemki sms o następującej treści: „Filip!!! Lola is dead.” Ubrałem, co miałem pod ręką i pobiegłem do domu zaprzyjaźnionej rodziny. Tam, mimo, że od śmierci minęło niecałe 30 minut, wszyscy zainteresowani (i nie tylko) już się zebrali. 

Ciało Loli leżało na jej łóżku a pieczę nad nim mieli sąsiedzi i rodzina. Co jest ciekawe, na Filipinach lekarz nie musi stwierdzić zgonu. Kiedy rodzina twierdzi, że jej członek nie żyje, to znaczy, że nie żyje i już… Ciało, bez tak ważnego oglądu lekarza, zostało wzięte 2 godziny po śmierci przez ekipę domu pogrzebowego. Wysłannicy rodziny pojechali do Tagbilaranu (stolicy wyspy Bohol) dobierać trumnę. Wieczorem nastąpił czas, żeby zacząć Nowennę.

Nowenna dla Loli

Jedna uwaga zanim przejdziemy do Nowenny. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie na Filipinach biały namiot ustawiony przed domem, to wiedzcie, że coś się dzieje… A dziać się może albo wesele, albo pogrzeb, ewentualnie fiesta. Zgodnie z lokalnym zwyczajem odpowiednia konstrukcja stanęła przed domem niecałe kilka godzin po śmierci Babci. No dobrze, mamy namiot – czas na Nowennę. Nowenna na Filipinach trwa 7 wieczorów, od dnia śmierci do dnia pogrzebu. To nic innego, jak specjalna seria modlitw, a jedna taka “sesja” trwa ok. 40 minut. 

W każdej wsi do celów prowadzenia modlitw na różne okazje, wyznaczonych jest kilka kobiet, które są w posiadaniu pożółkniętych i poplamionych zeszytów, w których to spisane są wszystkie możliwe modlitwy i pieśni, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dobór takiej osoby odbywa się często na podstawie rodzinno-przyjacielskich powiązań. Nie jest to najczęściej osoba z danej rodziny, bo wszyscy krewni są zajęci innymi obowiązkami. Tak było również w przypadku śmierci Babci mojej przyjaciółki. 

Co się dzieje po Nowennie i w jej czasie?

Wiecie już, że Nowenna trwa 7 dni, a zważywszy na uwielbienie Filipińczyków do jedzenia, tegoż elementu nie może zabraknąć również podczas rytuałów związanych z odejściem. Krótko po śmierci, zbiera się cała rodzina i omawia, kto będzie sponsorował, który dzień Nowenny. Sponsorował? Tak, słowo to jest jak najbardziej na miejscu! A jest na miejscu, bo każdy przybywający na te modlitwy musi zostać napojony i nakarmiony, a ktoś za to musi zapłacić, zatem wszystkie wydatki i obowiązki są dzielone pomiędzy najbliższych krewnych. Choć to spore obciążenie dla domowego budżetu, to również sprawa honorowa – osoba migająca się od sponsorowania jedzenia, nie spotkałaby się z przychylnością społeczności. 

Wiemy już zatem, że najbliżsi zmarłego płacą za jedzenie w czasie Nowenny. A za co dokładnie? To zależy od zamożności sponsora, jednakowoż musi to być coś treściwego. Na przykład pansit (noodle), chleb z obkładem, tudzież inne przysmaki, oczywiście słodkości, kawa i sok/cola do popicia oraz alkohol i papierosy. To wszystko rozdawane jest przez wyznaczone osoby zaraz po modlitwie przez członków rodziny. Najpierw idą „dania główne”, potem kawa czy też sok, w zależności od preferencji oraz papierosek dla każdego.

Odrobina hazardu

To, co dzieje się po poczęstunku, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W przeciągu minuty, twarze pełne smutku, żalu i zgryzoty różowieją, nabywają szerokiego uśmiechu i pokazują niepohamowaną ekscytację i lekkie szaleństwo. Następują roszady i pojawia się coraz więcej stołów, w ładzie, który musiał wcześniej zostać przedyskutowany. Na stołach zaczyna pojawiać się rum, paczki papierosów oraz zapas monet i banknotów. Co to oznacza? Hazard, moi drodzy, hazard pełną gębą! Goście, jakby zapominając, po co przybyli, zaczynają głośno się śmiać, krzyczeć i kierować się do ulubionej gry. A dostępne są Bingo, gry karciane i swoista dla Filipin gra „śmierć lub życie”.  Centrum gry stanowi betonowa podstawa z drucianym drążkiem, na szczycie którego umieszczone jest druciane koło. Wokół zbiera się duża grupa hazardzistów, która wykrzykując do siebie w języku cebuano, rzuca monetami w środek koła. W ogromnym skrócie (niestety do dzisiaj nie w pełni znam zasady!): grający wybierają orła lub reszkę (lub w tym przypadku „śmierć i życie”) i zakładają się, co wypadnie.

Konsternacja Europejczyka

Za pierwszym razem, kiedy ujrzałem to szaleństwo, nie mogłem wydusić z siebie nawet komentarza. Po chwili, bez namysłu, rzuciłem znajomym Filipińczykom, że to, co widzę, to istne „Patay Party”. Nastąpiła chwila konsternacji, po czym, o zgrozo, przyznali mi rację! Słowa “party” tłumaczyć nie muszę, natomiast „Patay” w cebuano oznacza kilka rzeczy, ale przede wszystkim śmierć, zmarłego, akt umierania, lub po prostu wyrażenie niezadowolenia, kiedy coś nam nie wychodzi (coś w rodzaju „kurde”). Moja innowacja językowa chyba była dość celna, bo szybko przyjęła się wśród moich lokalnych znajomych. Jeszcze kilka razy usłyszałem „Filip, dzisiaj jest Patay Party, idziesz?”. Po początkowym niedowierzaniu i lekkim zdegustowaniu filipińskimi zwyczajami, w końcu i ja dołączyłem do tych „rytuałów”,  przegrywając 10 peso w Bingo podczas Nowenny na cześć Loli. ????

(Drogi czytelniku, pamiętaj, że użyta fraza “patay party” jest moim określeniem sytuacji! Nie jest to żadne oficjalne stwierdzenie na Filipinach i osoby z mniejszym poczuciem humoru może urazić!)

Talerzyk na datki

Jesteście ciekawi, co dzieje się z ciałem, skoro pomiędzy śmiercią a pogrzebem upływa aż 7 dni? Ano nic się nie dzieje… Trumna znajduje się w salonie domostwa zmarłego! Co więcej, można zobaczyć ciało, bo nie jest ona całkowicie zamknięta. Część, gdzie leży głowa jest wystawiona na widok publiczny i oddzielona od oglądających szybą. Wokół trumny rozmieszcza się dekoracje wszelakiej maści z paschałami, zasłonami, zdjęciami, sentencjami oraz kwiatami. Przyznam, że początkowo trumna w domu sprawiała, że czułem się nieswojo. Jednak chyba to prawda, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, bo z czasem obecność nieboszczyka nie robiła już na mnie wrażenia. Wręcz zacząłem traktować Babcię, jako naturalny element „krajobrazu”. 

Nieco szokujący może być też fakt, że podczas uprawiania tego całego hazardu, na trumnie (!!!) stawiany jest słoik lub talerzyk na datki z wygranych. Część zysków z gier przekazywana jest dla rodziny zmarłego, na częściowe pokrycie kosztów całego tygodnia. 

Śmierć na Filipinach – „przed-pogrzeb”

Najczęściej dzień przed pogrzebem odbywa się msza, ale nie w kościele! Ksiądz przyjeżdża do domu zmarłego, aby ją odprawić. Po mszy zaczynają się gry i zabawy, a potem następuje kompletna zmiana nastroju, bo czas na modlitwę. Gdy zmarła Lola, te zmiany dokonywały się 5 razy. Msza, hazard, modlitwa, hazard, modlitwa, hazard i tak do białego rana!

Podczas tego dnia, a raczej nocy, również trwa istne, kulinarne szaleństwo, bowiem w dzień pogrzebu stół musi być suto zastawiony. Obowiązkowo wieprzem i jego pochodnymi. Domownicy (zarówno kobiety i mężczyźni) krzątają się przy kotłach, patelniach i talerzach, dzieląc się obowiązkami w miarę po równo (przynajmniej w teorii)… To wspólne gotowanie (czasem obejmujące nawet kilkunastu członków rodziny), trwa do ok. 3-4 nad ranem. Po czym o 6 jest pobudka na modlitwę i docelowo pogrzeb.

Pogrzeb „właściwy”

Najpierw odprawiana jest msza w kościele w okolicach godziny 13. Co jest ciekawe, zamiast żałobnych, czarnych strojów, rodzinę obowiązuje kolor biały. Ma to swoje praktyczne zastosowanie, gdyż w czarnych w tym tropikalnym słońcu można się stopić w całości. Gdy zmarła Lola, udaliśmy się całym Subayonem (ponad 100 uczestników) w różnych pojazdach do kościoła, podążając za vanem z trumną. Samochód ten prowadził cały kondukt odtwarzając przy tym popularne popowe piosenki pokroju Westlife, Mariah Carey czy Eltona Johna. W teorii miały one wzbudzić nastrój zadumy i wyciskać łzy spływające po policzkach gości, w praktyce nie do końca to się sprawdziło 😉

W kościele rozdzielono wszystkich uczestników w ławkach po prawej stronie nawy głównej. Dlaczego tylko po prawej? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Gdy siedziałem z przyjaciółką i jej najbliższą rodziną, obok Loli wjechała kolejna trumna. „O, Filip, patrz, Lola ma towarzystwo!”. Msze pogrzebowe na Boholu odbywają się tylko o jednej, stałej godzinie, więc wszyscy zmarli są „ściskani”. W wielu miejscach jeden kościół i jeden ksiądz przypada na całe „Town”, więc jakoś trzeba wszystkie nabożeństwa pogodzić. 

Zmarły na widoku

Sama msza nie różni się zasadniczo od tego wszystkiego, co znamy z europejskich kościołów. Natomiast po całym nabożeństwie, trumny są ponownie odkrywane, żeby każdy spojrzał ten ostatni raz na tych, którzy już odeszli. I tu zachowanie jest różne. O ile moja zaprzyjaźniona rodzina zachowała się “normalnie” w zadumie żegnając Lolę, to “oddawanie czci” w wykonaniu drugiej z rodzin, po raz kolejny wprawiło mnie w osłupienie. Po otwarciu klapy, płacząca familia zebrała się wokół, w trybie natychmiastowym otarła łzy, poprawiła fryzury i wrzuciła tryb zalotnych uśmieszków a chwilę później… nastąpiła długa seria „selfie” i innych zdjęć w różnych konfiguracjach i pozach, robiąc ze zmarłej i jej trumny element skupiający błyski lamp błyskowych.

Pogrzeb Loli

Po mszy, tym samym konwojem, w tym samym porządku, udaliśmy się na cmentarz pochować Lolę. Co ciekawe, istnieją dwa typy pochówku – „standardowy” w ziemi oraz w specjalnej krypcie zrobionej z cementu. Rodzina przyjaciółki zdecydowała się na tę drugą formę. Krypta była już praktycznie skończona, pozostawiono jedynie odkryte wejście na trumnę, które po wypełnieniu zostało zamurowane. Na cmentarzu nie było już modlitw, emocjonalnych opisów zmarłej, żadnych nabożeństw, tylko usadowienie trumny, tam, gdzie jej miejsce zostało przygotowane. Po umiejscowieniu tablicy z informacjami o osobie pochowanej, uczestnicy zaczęli się rozchodzić. Na odchodne zostali jeszcze obdarowanymi sokiem i przekąskami. Większość gości udaje się następnie na coś w rodzaju stypy, będącej zwyczajnie wielką wyżerką, na której nastroju zadumy i smutku już nie doświadczymy.

Pogrzebowe grupy wsparcia

Wiecie już jak wygląda pogrzeb na Filipinach. Warto jeszcze wspomnieć o stowarzyszeniach wiejskich, których to członkowie pomagają sobie w sytuacjach wymagających rąk do pracy lub wsparcia finansowego. Jednorazowe wpisowe wynosi 25 peso. Obliguje ono członka do wykonywania przydzielonych mu zadań. W przypadku pogrzebów tworzone są 4 grupy „wsparcia”:

  • Pierwsza brygada odpowiedzialna jest za zmontowanie trumny, kiedy rodzina nie ma funduszy na zakup „modniejszej”,
  • Druga brygada odpowiedzialna jest za pomoc kuchenną, czyli za gotowanie i serwowanie jedzenia gościom pojawiającym się na pogrzebie,
  • Trzecia brygada odpowiedzialna jest za pochówek, co obejmuje albo wykopanie dziury w ziemi, złożenie w niej trumny i zakopanie, albo wyrobienie cementu i wykonanie krypty,
  • Czwarta brygada niesie trumnę do kościoła, a następnie na cmentarz.

W wypadku pogrzebu Babci, brygada 1 i 4 nie były potrzebne, bo znalazły się fundusze na kupno trumny i wiozący ją samochód. Nie każda rodzina może sobie jednak na takie „luksusy” pozwolić i wszystko odbywa się przy wsparciu brygad. Pewnego razu zapytałem przyjaciółki, czy to członkostwo w stowarzyszeniu jest obligatoryjne. „Filip, oczywiście, że nie, ale nie będąc członkiem, nie możesz liczyć na żadną pomoc ze strony innych mieszkańców, więc jeśli jesteś biedny, powodzenia z samodzielnym dźwiganiem trumny ponad 3 kilometry”. Moja ciekawość została zatem zaspokojona!

40 dni po śmierci

Jak jednak napisałem we wstępie, pogrzeb nie kończy obchodów związanych ze śmiercią. Po 40 dniach od śmierci (poprzedzonych Nowenną, a jakże by inaczej), następuje kolejna uczta. To samo dzieje się po roku i po trzech latach od śmierci. Ubolewania na twarzach się nie uświadczy, jest to, bowiem zwykła „impreza” poprzedzona modlitwą. W skrócie – jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie oraz lejący się strumieniami rum, tudzież tuba (wino z kokosa) do późnych godzin wieczornych. Takie rocznice trwają cały dzień, a poprzedzone są dniem gotowania. Musicie też wiedzieć, że nie ma imprezowania bez wieprza! Serwowane są różne potrawy, natomiast zawsze musi to być wieprzowina. Jako dodatek, może zostać podana jeszcze koza.

Podsumowanie

Długi wyszedł ten wpis, podobnie jak długie są rytuały związane ze śmiercią na Filipinach. Z pewnością mogą być one szokujące dla Europejczyka. Gdy rodzina cierpi z powodu odejścia bliskiej osoby, zawsze znajdzie się ktoś kto wpada na uroczystość, by skorzystać z darmowego papieroska i imprezy nad trumną. Dla nas, w Europie budzi to duże zdziwienie. Ponadto, czy nasz głęboki smutek i ponury nastrój podczas pogrzebu jest lepszy niż elementy zabawy na Filipinach? Nikt nie powinien tego oceniać. Pamiętajmy, że to odmienna kultura – czasem niezrozumiała, lecz niezmiennie fascynująca.


Autor: dr Filip Wojciechowski (Fundacja Kahibalo)

Podobne wpisy